Igor Janke Igor Janke
959
BLOG

Do następnej katastrofy

Igor Janke Igor Janke Polityka Obserwuj notkę 315

Trzy dni temu zamieściłem w "Rzeczpospolitej"  tekst o stanie, w jakim jest nasze państwo.  Tekst wywołał dość silne reakcje. Dostałem wiele telefonów i sms-ów. Pomyślałem, że może warto wywołac dyskusję na ten temat, tu w Salonie24. Za zgodą mojej redakcji, wyjątkowo, wklejam tu tekst, który ukazał się w "Rzepie". Komentujcie tu i piszcie proszę na swoich blogach. Bo to chyba ważne.

 

Mamy polityczną wojnę o to, kto kogo bardziej upokorzy, a nie o to, kto zrealizuje swoją wizję państwa. Wojnę pustą i wyniszczającą

Po 10 kwietnia 2010 r. zapanował w Polsce specyficzny nastrój – najpierw był wstrząs, przerażenie i smutek, a potem przyszła także refleksja. Nad tym, jak traktowaliśmy człowieka pełniącego najwyższy urząd w państwie, ale także nad tym, jak traktowaliśmy samo państwo. Padło wiele słów o niesprawnej machinie państwowej, pustej polityce i marnych mediach unikających poważnej dyskusji, nastawionych wyłącznie na polityczno-cyrkową rozrywkę. I wydawało się, że przeszliśmy rodzaj jakiegoś katharsis. Zrozumieliśmy, iż zabrnęliśmy w ślepy zaułek, i zaczęliśmy odczuwać potrzebę zmiany. Nie zmiany jednej partii na drugą, ale zmiany jakości życia publicznego.

Czy rzeczywiście?

Państwo źle działa

W moim najgłębszym przekonaniu to ta właśnie marna, pusta polityka, niekończące się wojny o nic, głupie media, niesprawne urzędy, otępiali urzędnicy, brak zasad i procedur – wszystko to razem wzięte doprowadziło prezydencki samolot do katastrofy. W rzeczywistości zapewne złożyło się na nią ileś mniej lub bardziej brzemiennych w skutki ludzkich pomyłek i zaniechań – zarówno po polskiej, jak i po rosyjskiej stronie. Ale te pomyłki i zaniechania były tylko efektem niesprawności państwa.

Katastrofa była ostatecznym efektem tego, że my wszyscy – od zwykłych wyborców poprzez dziennikarzy, urzędników po polityków – sami sobie zbudowaliśmy takie państwo i przez wiele lat pozwalaliśmy na to, by tak źle funkcjonowało.

Pozwoliliśmy na to, by aparat sprawiedliwości nie spełniał naszych oczekiwań. By nie można było wyjaśnić podstawowych spraw z naszej historii, by można było nie osądzić win twórców stanu wojennego czy zbrodni dokonanych na Stanisławie Pyjasie, Grzegorzu Przemyku i innych opozycjonistach. By urzędnicy, policjanci, sędziowie budowali własne państwa w państwie, by Krzysztof Olewnik mógł zostać zakatowany, a jego rodzina czuła się bezbronna wobec gangsterów i aparatu państwowego, który tych gangsterów wspierał. By Roman Kluska i inni przedsiębiorcy mogli być niszczeni przez struktury mafijne oplatające państwowe instytucje. I by najważniejsi politycy oraz media mogli pluć na głowę państwa przy rechocie zachwyconej publiki.

Dla mnie katastrofa prezydenckiego samolotu stała się symboliczną ilustracją stanu naszego państwa.

Masakrowanie nieżyjącego

Po 10 kwietnia przez chwilę mi się wydawało, że wszyscy zaczęliśmy to rozumieć. I że wszyscy chcemy zacząć nasze państwo i siebie samych traktować poważnie. Kampania prezydencka, choć niezbyt treściwa, dawała nadzieję. Kandydaci zaczęli bowiem mówić trochę innym językiem. Deklarowali też chęć uprawiania lepszej polityki.

Tak wielką nadzieję mieliśmy chyba jeszcze tylko w 2005 roku. Dziś nikt już co prawda nie liczył na to, że dwa wielkie obozy polityczne zaczną ze sobą współpracować. Ale mieliśmy przynajmniej nadzieję, że zaczną nas, wyborców, traktować poważnie. Mieliśmy nadzieję – ja ją miałem – że media poczują, iż oprócz zarabiania pieniędzy istnieje coś takiego jak misja i odpowiedzialność.

Niestety, dziś już wiem, że tak się nie stanie.

W październiku 2008 roku napisałem w "Rz" tekst pod tytułem "Zmasakrować prezydenta" . Była to analiza tego, jak Platforma Obywatelska ustami Janusza Palikota, wspierana przez część mediów, dewastuje wizerunek prezydenta RP. Niewiele czasu musiało minąć od śmierci Lecha Kaczyńskiego, by poseł z Lublina z błogosławieństwem swojej partii kończył dzieło niszczenia nieżyjącego już człowieka.

Donald Tusk, gdy było mu to na rękę, bez mrugnięcia okiem potrafił wyrzucać ludzi z partii i rządu. Teraz nie kiwnął nawet palcem. Palikot wypowiada się w sposób coraz bardziej przerażający, a Donald Tusk i jego koledzy milczą. Nawet jeśli niektórzy z nich napomykają, że nie bardzo "odpowiada im styl wypowiedzi Janusza Palikota", to nie robią nic, by położyć temu kres. Dlaczego? Bo działalność posła z Lublina jest dla nich wygodna. Za ten stan rzeczy odpowiadają wszyscy członkowie Platformy Obywatelskiej.

Zagubione "miejsca wspólne"

Z drugiej strony Prawo i Sprawiedliwość – wbrew deklaracjom prezesa z kampanii wyborczej – postanowiło pójść na wojnę, którą wypowiedział im Palikot. Jarosław Kaczyński zrobił dokładnie to, czego poseł chciał. I co tak bardzo odpowiada Platformie.

Warto przypomnieć słowa prezesa PiS z pierwszego wywiadu w kampanii wyborczej udzielonego blogerom z Salonu24: "Zobaczyliśmy to wszystko, co w społeczeństwie jest dobre. Co było zawsze, ale co tym razem zostało pokazane bardzo mocno na zewnątrz. Tym czymś jest poczucie wspólnoty. Jest szansa na to, by sporne sprawy teraz zostały załatwione dzięki porozumieniu. Mam nadzieję, że my wszyscy tej szansy na porozumienie nie zmarnujemy. (...) W tej chwili warunki do współpracy z rządem wynikające ze społecznego nastroju są znacznie lepsze, niż były dotychczas. (...) Teraz w społeczeństwie jest większa potrzeba kompromisu. I musimy do niego dążyć. Ważne jest to, by rozmowy polityczne do tego prowadziły. By ten nastrój społeczny zmienił się w zdolność do uznania argumentów drugiej strony i znalezienia wyjścia z tych wszystkich sytuacji, w których doszło do blokady. A takich miejsc jest sporo".

Te słowa u wielu ludzi obudziły nadzieję, co pokazał też bardzo dobry wynik wyborczy Jarosława Kaczyńskiego. Miejsca wspólne szybko jednak zniknęły. Pojawiły się za to oskarżenia i ataki, które nie przybliżą nas do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, ale na pewno doprowadzą do podniesienia temperatury sporu.

Zamiast poszukiwania wspólnych miejsc, mamy stających naprzeciwko siebie Janusza Palikota i Antoniego Macierewicza. Jeden z nich jest bezwzględnym i cynicznym graczem, drugi – umie niemal w każdej sprawie wywołać konflikt, nie doprowadzając jej zresztą do końca. Rozwiązanie WSI nie było majstersztykiem, tak jak nie była nim pamiętna uchwała lustracyjna z czasów rządu Jana Olszewskiego. A proszę pamiętać, że jestem zwolennikiem rozwiązania WSI i przeprowadzenia lustracji.

Po trzech miesiącach wróciliśmy zatem do punktu wyjścia. Mamy wojnę o to, kto kogo bardziej upokorzy, a nie o to, kto zrealizuje swoją wizję państwa. Wojnę pustą, wyniszczającą polską politykę i życie publiczne, a na dodatek nieposuwającą żadnej ze spraw do przodu. Wojnę, którą rozpoczęła Platforma Obywatelska, ale którą dziarsko podjął PiS. 10 kwietnia niczego nie nauczył polskich polityków. To smutne.

Najbardziej jednak wstrząsające jest dla mnie zachowanie mediów. Tych samych, które po 10 kwietnia umiały odnaleźć godne zdjęcia pary prezydenckiej. Ale kiedy można już było zdjąć czarno-białe fotografie zmarłych, na portalach szybko zagościła dobrze znana – i coraz bardziej ponura – twarz Janusza Palikota. Są takie portale i takie programy telewizyjne, w których poseł z Lublina gości niemal co dzień. I każda taka wizyta jest nagłaśniania. Każda bzdura, każde obelżywe słowo staje się newsem, hitem dnia.

Przejmujący jest dla mnie widok maszerującego przez Sejm Palikota i pędzącej za nim bezmyślnej – właśnie tak koledzy dziennikarze: bezmyślnej – sfory młodych mężczyzn i kobiet z mikrofonami w rękach, którzy z jego warg gotowi są spijać każde słówko.

Otwierać szampana

Pewien znajomy polityk powiedział mi niedawno: "Polska polityka dziś to stojący naprzeciwko siebie Palikot i Macierewicz. Rosjanie nie mogli wymarzyć sobie lepszej sytuacji". Ten smutny obraz uzupełnia jeszcze gromadka wpatrzonych w nich reporterów. Rosyjskie służby mogą naprawdę otwierać szampana.

Taka jest Polska po 10 kwietnia. I będzie taka dalej, bo wszystkim się to opłaca: stacjom telewizyjnym, radiowym, portalom, opłaca się Platformie Obywatelskiej, a pewnie jakoś także PiS (choć dlaczego PiS, tego akurat nie rozumiem). Do następnej katastrofy.

Czy Wy też macie takie poczucie? Porozmawiajmy o tym

 

Igor Janke
O mnie Igor Janke

Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka