Igor Janke Igor Janke
6619
BLOG

Jak się sprzedawałem Platformie

Igor Janke Igor Janke Polityka Obserwuj notkę 131

 Przeczytałem wczoraj ileś komentarzy sugerujących, że krytykuję PiS za pomysły dotyczące powołania grupy mającej przeglądać/monitorować/filtrować (tak filtrować- tego słowa użył poseł Jaworski na konferencji), by cos zyskać u rządzących. Wyobraźcie Państwo sobie, co by było gdybym napisał identyczny tekst krytykując za podobne pomysły Platformę? Jakiż entuzjazm, zrozumienie i wsparcie uzyskałbym u tych samych krytyków. Już wyobrażam sobie te komentarze: „Panie Igorze, trzymajmy się razem, pełowski reżim chce zabrać nam internet”. „Tuskolandia zabiera nam ostatni kawałek wolności”, „ itp. Itd. Ale ponieważ skrytykowałem PiS, zresztą wcale nie sugerując tego, co wielu krytyków mi przypisało no się posypało zupełnie co innego. No i pomysł PiS jest oczywiście rozsądny, bo chodzi o odpowiedzialność i porządek. Jasne. Jest nie tylko dobry ale jest znakomity.

Ale ponieważ iluś komentatorów twierdziło, ze nigdy nie krytykowałem Platformy za jej zakusy na media tradycyjne i Internet (wiadomo dlaczego nie krytykowałem – bo się im sprzedaję, by uratować Salon24, albo zostać szefem jakiegoś innego medium) no to kilka cytatów z moich przeszłych tekstów, które mi wyskoczyły mi z googla w pierwszej kolejności. Dedykuję je wszystkim moim wczorajszym dyskutantom.

Cenzura, Internet i rządowy PR

19 stycznia 2010

Przy okazji delegalizacji e-hazardu rząd chce znowu przepchnąć projekt wprowadzający Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych, czyli blokadę stron internetowych zawierających nielegalne treści. Eksperci są pewni: to metoda na coraz większe ograniczanie wolności słowa w sieci – pisze “Dziennik Gazeta Prawna”.

“Rząd przy okazji delegalizacji e-hazardu, powraca do praktyk sprzed ‘89 roku. Z jedną jedyną różnicą : wtedy nie było jeszcze internetu” – mówi Marcin Cieślak, prezes Internet Society Poland, międzynarodowej organizacji zajmującej się wspieraniem rozwoju globalnej sieci. “Choć nowa wersja ustawy wprowadzającej czarną listę stron internetowych jest z lekka poprawiona, jak choćby w tym, że to sąd ma decydować, która strona podlega blokadzie, to jednak meritum się nie zmieniło: internet ma być kontrolowany i blokowany” – ostrzega Cieślik cytowany przez DGP.

Podobną opinię wygłasza dyrektor generalny Związku Pracodawców Branży Internetowe IAB Jarosław Sobolewski : “(…) Niestety w imię walki z e-hazardem rząd przygotował niebezpieczny wyłom w wolności słowa”.

Warto przypomnieć sobie, od czego cała historia się zaczęła. Od wybuchu afery hazardowej i nagłej próby udowodnienia jak to obecny rząd walczy na różnych polach z hazardem. Ta walka stała się niemal priorytetem obecnej ekipy. Bo jak wiemy, zwłaszcza e-hazard jest dziś jednym z najważniejszych zagrożeń w naszym kraju. Dla walki z nim rząd tworzony przez ugrupowanie, które tak miłowało niegdyś wolność jest wstanie dziś tę wolność poświęcać. W dobie polityki piarowej to w pełni zrozumiałe.

---------------------------------------

Dlaczego rząd chce kontrolować sieć?

Rząd forsuje projekt blokowania stron internetowych. Chce większych uprawnień policji w sieci. I ma zakusy, by śledzić, gdzie dokładnie każdy z nas i kiedy rozmawia przez komórkę – pisze „Gazeta Wyborcza” o nowych planach władz.

„To kolejny projekt ustawy, którą w ramach antyhazardowej krucjaty przygotowuje rząd. (…) W drugim, listopadowym projekcie, rząd – bez konsultacji społecznych i z operatorami – wprowadził “rejestr usług i stron niedozwolonych”, które mieliby blokować dostawcy internetu. (…)

„Ten projekt jest bezprecedensowo zły – oceniło Polskie Towarzystwo Informatyczne. – Próba wpisywania do rejestru wszystkich stron w światowym internecie zawierających wymienione w projekcie treści jest niewykonalna. Wymagałaby nieustannej weryfikacji np. serwisów typu YouTube i podejmowania decyzji, czy skecz Monty Pythona z Hitlerem propaguje ustrój faszystowski”.

I dalej – „Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych czy MSWiA wprost pisały, że blokowanie stron może naruszać konstytucyjne swobody obywateli. Wątpliwości miał też Urząd Komitetu Integracji Europejskiej – wskazywał, że tak drastyczne środki unijne prawo przewiduje w przypadku “poważnych przestępstw”, a nielegalny hazard niekoniecznie się do nich zalicza”.

Dlaczego rząd tak pędzi ze swymi projektem. Czy tylko po to, by pokazać, jak bardzo jest przeciwko hazardowi? Wszystko tylko dla marketingu? Ten pęd może się okazać niebezpieczny dla wszystkich. Dobrze, by opinia publiczna – na głos której premier jest bardzo wrażliwy – próbowała powstrzymać te działania.

-----------------------------------------------------------------------------

 

Fragment tekstu „Ja nie znam Youtube”  z Rzeczpospolitej

„Niemal wszyscy powtarzali, że dziś coraz więcej rządów, także państw całkiem demokratycznych pod pretekstem walki z dziecięcą pornografią, terroryzmem i piractwem w sieci stara się coraz bardziej śledzić to, co dzieje się w Internecie. Zwrot „filtrowanie treści” pojawiał się niema w każdej wypowiedzi. I obawy co do tego, że każdy krok jest niebezpieczeństwem nie tylko dla naszej prywatności ale też dla wolnego słowa i swobodnego przepływu informacji, dla praw obywatelskich. Zakusy na gromadzenie i przechowywanie (jak się mówi fachowo „retencję”) danych miał przecież tez polski rząd (Donalda Tuska – przyp teraz). A to – poza dużymi kosztami – może być pierwszym krokiem do kontrolowania nas.(…).

Polski rząd nie był jedynym, któremu równie kontrowersyjne pomysły wpadały do głowy. Inne – często przywoływane – to zrównanie blogerów z wydawcami gazet i wprowadzanie obowiązku rejestrowania blogów. Czyli założenia blogerom smyczy.

------------------------------------------------------------------------------

Czy premier Tusk chce znacjonalizować "Rzeczpospolitą"? (Salon24)

Minister Grad przepuścił kolejny atak na „Rzeczpospolitą” . Z tego co wiem, atak nie będzie skuteczny, procedury będą się ciągnąć bardzo długo, szanse w sądzie małe, pewność zamieszania międzynarodowego – duża.

Jak podała prasa: „przedstawiciele należącej do Skarbu Państwa spółki PW Rz wraz z dwoma członkami zarządu Presspubliki rekomendowanymi przez PW Rz złożyli w sądzie gospodarczym w Warszawie pozew o rozwiązanie wydawcy “Rz””. Cytuję Presserwis: „Zdaniem osoby z poprzednich władz Presspubliki, wniosek państwowego udziałowca może być próbą zablokowania ewentualnej sprzedaży udziałów przez fundusz Mecom. Może też oznaczać próbę odzyskania tytułu ”Rzeczpospolita” przez Skarb Państwa. Zgodnie bowiem z umową spółki w przypadku jej rozwiązania lub likwidacji tytuł ”Rzeczpospolita” wraca do państwowego udziałowca”. Oznacza to, że rozwiązanie spółki miałoby umożliwić renacjonalizację spółki i przejęcie przez Skarb Państwa dziennika.

Przedstawiciele Skarbu Państwa uzasadniają, że spółka generuje straty. Tymczasem – co wynika z oświadczeń Mecomu, firmy mającej większość udziałów - wyniki gazety w trudnym okresie są „wzorowe” (cytat z oświadczenia). Kondycja spółki się wyraźnie poprawia. Na tle innych gazet – co łatwo sprawdzić w wynikach sprzedaży „Rzepa” trzyma się naprawdę nieźle.

Pełne oświadczenie rzecznika Mecomu, firmy będącej właścicielem grubo ponad stu gazet w Europie: „Wyniki Presspubliki w czasie największego w historii kryzysu na rynku reklamy były wzorowe. Dziś nadal się poprawiają. Tytuł zwiększył swoje udziały w rynku i wyeliminował niemieckiego konkurenta – „Dziennik”. Te sukcesy „Rzeczpospolitej” z ostatnich kilku latach były efektem działań jej kadry menedżerskiej. Mecom jest dumny i wdzięczny za pracę i poświęcenie menedżerów Presspubliki i jej pracowników. Dlatego będziemy kontynuować obronę wydawniczej niezależności i wolności słowa w „Rzeczpospolitej”, tak jak robimy to w innych naszych tytułach w Europie. Polityczne ingerencje w sprawy wydawnictwa będą ujawniane i zwalczane przed polskimi i europejskimi sądami”.

Minister Skarbu od dawna naciska na właściciela 51 procent udziałów w „Rzeczpospolitej’ na przeprowadzenie zmian w redakcji. Od ludzi związanych z kierownictwem Mecomu słyszałem o tym kilka razy. Teraz Grad gra już w otwarte karty.

Czemu to służy? Na pewno nie dobru spółki. Moim zdaniem są to działania na szkodę spółki i warto pewnie pod tym kątem przyjrzeć się temu procederowi. 

Władze Mecomu kilkakrotnie w przeszłości deklarowały pełne poparcie dla Pawła Lisickiego, jego linii redakcyjnej i tego jak „Rzeczpospolita” się rozwija. Najwyraźniej uznają, że biznes rozwija się w dobrym kierunku.

A rząd? To aż żenujące. Rząd ma armię życzliwych mu mediów i przeszkadza mu ta jedna, która nie gra w wielkiej orkiestrze na cześć Donalda Tuska. Choć tak naprawdę trudno byłoby nazwać „Rzeczpospolitą” gazeta opozycyjną, bo jest równie krytyczna wobec opozycji. Jest po prostu niezależna. Ale rządowi rzekomo liberalnej Platformie Obywatelskiej to przeszkadza. Dlatego rząd rzekomo liberalnej Platformy Obywatelskiej chciałby nacjonalizacji „Rzeczpospolitej”. To kuriozum niespotykane w demokratycznym świecie. Ciekaw jestem, czy w tej sprawie głos zabiorą jacyś politycy Platformy, którzy tyle mówią o wolnych mediach. Ciekawe czy premier Tusk wypowie się, dlaczego jego rząd chciałby doprowadzić do nacjonalizacji „Rzeczpospolitej”. Panie premierze, nie czuje Pan jak bardzo to żenujące? Naprawdę Pan tego chce? Co Wy na tym zyskacie? Nic, ale wstydu już co nie miara. 

-----------------------------------------------------------------

Tusk bojkotuje "Rzeczpospolitą", czyli polityka zaufania i miłości („Rzeczpospolita” i Salon24)

Przez 19 lat pracy zawodowej taka historia mi się nie przydarzyła. Zwykle o dziennikarskiej kuchni nie powinno się opowiadać publiczności, ale tym razem chcę zrobić wyjątek. Bo sprawa, o której piszę wydaje mi się ważna i niepokojąca. Pokazuje ona inną twarz szefa rządu.

 

Donald Tusk od początku premierowania konsekwentnie bojkotuje „Rzeczpospolitą”. Oczywiście jako osoba prywatna, czy polityk bez funkcji państwowej, Tusk może robić, co mu się podoba. Ale pamiętam, jaki ryk się podnosił, kiedy premier Jarosław Kaczyński nierówno traktował media. Politycy Platformy krzyczeli o łamaniu demokracji. Teraz Donald Tusk jest szefem rządu.

 

A „Rzepa”, czy ktoś ją lubi czy nie, jest jednym z trzech najpoważniejszych dzienników w kraju. I do tego gazetą, w której Skarb Państwa ma ciągle 49 procent udziałów. Ale premier i jego doradcy nie lubią „Rzepy”, więc podobnie jak kiedyś Kaczyński z „Wyborczą”, tak teraz Tusk z „Rzeczpospolitą” rozmawiać nie będzie. 

Kiedy  po wyborach kierownictwo „Rz” zwróciło się do szefa rządu o wywiad, zostało poproszone o oficjalny fax w tej sprawie.

Fax został wysłany, a premier rozmawiał z wszystkimi wokół, tylko nie z „Rzepą”. Mijały tygodnie. Donald Tusk znajdował czas i dla dużych i dla małych, redagował „Fakt”, wieszał bombki na choince w „Superekspresie”, ale dla „Rzeczpospolitej” czasu nie miał.

 

W końcu, jakieś dwa miesiące temu zostałem zaproszony na nieformalne spotkanie Donalda Tuska z grupą kilkunastu publicystów. Są świadkowie tej rozmowy. Było miło, ale pod koniec zapytałem publicznie Donalda Tuska, dlaczego bojkotuje on ”Rzepę”. Zrobiło się cicho. Premier udawał, że nie wie o czym mówię, potem obrócił to w żart i obiecał, że udzieli nam wywiadu po powrocie z wizyty u George’a Busha. Zapytał tylko, kto będzie przeprowadzał wywiad. Dał do zrozumienia, że nie z każdym będzie rozmawiał.

 

Jak świat światem, w wolnym kraju to redakcje decydują o tym, kto przeprowadza wywiady, a nie wywiadowani. To już pierwsza bardzo dziwna rzecz. Decyzję o składzie ze strony „Rzepy” podjął naczelny, Paweł Lisicki. Skład został przez współpracowników premiera zaakceptowany, jak rozumiem - uznano go za „niekonfrontacyjny”. Czekaliśmy pokornie na wyznaczenie terminu.

 

Premier wrócił z USA. Czasu nie znalazł. Po moich wielu telefonach otrzymałem obietnicę, że wywiad będzie, ale po powrocie szefa rządu z Ukrainy.

 

Premier wrócił z Ukrainy, a wywiadu nie ma (w „Rzepie”, bo gdzie indziej były).  Po moich kolejnych telefonach dostałem odpowiedź, że już na pewno, że  tuż-tuż, że już za chwilę, że decyzja „polityczna", by dać "Rzepie" wywiad jest, teraz tylko trzeba znaleźć wolną chwilę w kalendarzu. 

 

Kiedy? Po powrocie z Izraela. Taki rytm zagranicznych podróży. Tuż przed wylotem do Izraela poinformowałem przedstawicieli rządu, że w składzie wywiadującym będzie też, oprócz Małgorzaty Subotić, Piotra Adamowicza i mnie,  jeszcze Paweł Lisicki, redaktor naczelny. Zdaje mi się, że wywołało to reakcję wstrząsową. Janke jest jeszcze z bólem dopuszczalny, ale Lisicki...to chyba za wiele.. No, ale czekamy.

 

Premier wrócił i z Izraela. Po powrocie dzwonię tradycyjnie. Tym razem dostałem odpowiedź jasną. Wywiadu w najbliższym czasie nie będzie. Oczywiście kalendarz zajęty.

 

Wnioski:

 

  1. Premier złamał publicznie dane słowo.
  2. Premier chciał wpływać na skład przepytujących go dziennikarzy.
  3. Premier nierówno traktuje polskie media. Dyskryminuje jedne, promuje inne.

Dlaczego uznałem, że warto o tym napisać? Bo to pokazuje, jakie ciągle obowiązują standardy w życiu publicznym. Jak obecna ekipa traktuje media, jak praktyka się ma do oficjalnej propagandy. Donald Tusk jest miłym człowiekiem. Jako dziennikarz znam go od dawna. Wiele razy z nim rozmawiałem. Jako premier zmienił zasady postępowania. Bywa, ale warto, by opinia publiczna o tym wiedziała. Zwłaszcza, że premier bardzo dużo mówi o zaufaniu.

 

P.S. Zła wiadomość dla ministra Grada i doradców premiera: sprzedaż "Rzeczpospolitej" niestety rośnie. Prenumerata też.

-------------------------------------------------------------------------------------

Platformo, nie idź tą drogą!

Donald Tusk powinien wycofać kontrowersyjny projekt zmian w ustawie o radiofonii i telewizji, by rozpocząć prawdziwą debatę na temat mediów publicznych

Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto wierzyłby, że proponowane przez Platformę Obywatelską rozwiązania dotyczące mediów publicznych będą służyć ich odpartyjnieniu. Ustawa medialna może być najpoważniejszym błędem partii Tuska. To projekt groźny i dla mediów publicznych, i dla wizerunku samej PO. Bo trudno odczytać intencje twórców projektu inaczej niż jako chęć podporządkowania sobie radia i telewizji.

Chciałoby się krzyknąć, i to zupełnie na trzeźwo: Donaldzie Tusku, Grzegorzu Schetyno, Bogdanie Zdrojewski, nie idźcie dalej tą drogą! Nie zniszczcie tego, co jeszcze zostało z mediów publicznych!

Rację mają ci, którzy mówią, że politycy PiS mają ograniczone prawo moralne, by potępiać cokolwiek, bo sami dokonali skoku na media. Pamiętamy zapowiedzi ówczesnego wiceministra z rządu PiS Jarosława Sellina, który przekonywał, że ma notes z listą niepartyjnych fachowców, którzy obsadzą rozmaite medialne instytucje. A jak się skończyło – wiemy wszyscy. Partyjni działacze PiS, LPR i Samoobrony w zarządach i radach nadzorczych.

Ale też trudno się nie zgodzić z Przemysławem Gosiewskim, kiedy mówi, że takiego projektu jak obecny przygotowany przez Platformę Obywatelską to nawet Rywin by nie wymyślił.

W pomysłach partii Tuska na media publiczne prawie wszystkie najważniejsze punkty są złe.

No to co, Panowie, zadowoleni?

 

 

 

 

Igor Janke
O mnie Igor Janke

Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka