Igor Janke Igor Janke
22884
BLOG

Tomasz Lis - tak kończy się dziennikarstwo

Igor Janke Igor Janke Polityka Obserwuj notkę 394

Poniedziałek był ważnym dniem dla polskich mediów. Prawie trzy miliony ludzi obejrzało w telewizji publicznej program publicystyczny, który łamał wszelkie zasady sztuki dziennikarskiej. Wydawałoby się, że obejrzeliśmy w polskich mediach już wszystko, co możliwe. A jednak nie. To, co zrobił w poniedziałek Tomasz Lis było mimo wszystko nowością. To przełamanie kolejnej bariery. Po tym programie można już wszystko.

Staram się nie pisać tekstów atakujących innych dziennikarzy. Tym razem jednak stało się coś ważnego. To nie jest tekst o polityce, nie o tym, z kim rozmawiał najbardziej znany dziennikarz telewizji publicznej, nie o tym co mówił i jak  wypadł jego rozmówca ale, jak rozmawiał prowadzący, jakie standardy obowiązywały w tym bardzo ważnym wywiadzie z szefem największej opozycyjnej partii . To tekst o dziennikarstwie.

Lis nie był dziennikarzem w tej rozmowie. Był politykiem, który chciał sprowokować, obrazić i upokorzyć przeciwnika. Nie miał cienia szacunku dla swojego rozmówcy. Nie był dociekliwym dziennikarzem stawiającym trudne pytania. Był agresywnym fighterem, który chciał zniszczyć wroga.

Sam język ciała, wyraz twarzy, wzrok, ton głosu wskazywały, jak bardzo prowadzący program nie cierpi swojego rozmówcy. Lis nieustannie przerywał gościowi programu. Nie pozwalał mu udzielić odpowiedzi na zadawane przez siebie pytania. Pouczał – znacznie starszego jednak od siebie  -rozmówcę, jak powinien się zachowywać, w jaki sposób powinien mówić o premierze rządu. Nieustannie starał się okazywać swoją wyższość. Zarówno tonem głosu jak i treścią tego, co mówił dawał wyraz swoim niezwykły emocjom i niechęci do gościa programu. Atakował publiczność w studiu, kiedy zachowywał się nie po jego myśli.

Celem prowadzącego nie było wyjaśnienie czegokolwiek publiczności, nie było przedstawienie poglądów  rozmówcy. Celem było zadawanie ciosów, czego nie ukrywał. Do tego - co zadziwiające - większość pytań nie dotyczyło spraw nawet drugo, czy trzeciorzędnych tylko dziesięciorzędnych, kompletnie nieistotnych.

Lis nawet nie próbował rozwalić swojego gościa poważnymi zarzutami. Ten program był o rzeczach kompletnie nieistotnych. Był kompletnie  pusty merytorycznie, podobnie zresztą jak wiele innych jego rozmów w TVP sprowadzających się do zorganizowania walki kogutów. Tyle, ze tym razem, to on był kogutem.

Niebywałe, że takie programy są emitowane w TVP, telewizji, która ma specjalne zadania i obowiązki.  To nie działo się w prywatnym TVN ani w Polsacie. To działo się w telewizji publicznej. Rozumiem, ze prezes Juliusz Braun jest nadal zadowolony z tego jak TVP 2 wypełnia misję, jak przestrzega najwyższych zasad etyki i profesjonalizmu?

Obojętne jest mi to, że Lis zamienił „Wprost” w biuletyn partyjny. Ma prawo. Prywatne pismo, niech sobie robi, co chce. Sprawa jego i  jego wydawcy. Ale tu mówimy o publicznym medium. W BBC po czymś takim wybuchłby skandal, którym prasa żywiłaby się przez wiele dni.

Lis, który stworzył kiedyś bardzo dobry i ważny program „Fakty”, który podniósł wówczas znacznie poziom polskiego dziennikarstwa telewizyjnego, dziś sprowadza je na dno. 

Gdyby jeszcze czynił to w wielkiej formie. Gdyby udowodnił miałkość rozmówcy i przynajmniej okazał się politykiem dużej klasy. Przechodzi na drugą stronę, robi to z hukiem, ale w wielkim stylu.

Lis okazał się jednak roztrzęsionym pełnym emocji polityczkiem. Bardziej smutne, niż zabawne było obserwować, jak ze śmiertelną powagą i oskarżycielskim spojrzeniem pytał, kiedy jego rozmówca – były premier - był kiedykolwiek na meczu piłkarskim. Jak miażdżąco próbował udowodnić niekompetencje rozmówcy,  pytając, ile lat temu było na meczu? I wreszcie, jak unosząc się niemal w powietrzu ze złości, z uniesieniem dociskał świdrującym pytaniem do kandydat na przyszłego szefa rządu: kto trzy lata temu był  przeciwnikiem Jagiellonii?!  Równie groteskowe były dociekania na temat pistoleciku, o którym 20 lat temu miał mówić gość programu. To są ważne sprawy dla Polski?!

Jakby tego było mało, zaczął dopytywanie z powagą jakby chodziło c najmniej o aferę Wataregate czy Rywina o to, jak nazywają się dziewczyny z plakatu i na których miejscach są na liście PiS. Do tego był źle przygotowany, mylił się, zarzucał rozmówcy rzeczy, których ten nie powiedział. Itd. itp

Lis poległ. Poległ jako profesjonalista, jako dziennikarz. Ale nawet jako fighter, bo okazał się przy tym bokserem damskim, słabym, nieumiejącym zadać celnych ciosów. Na przeciwnika nie dobrał sobie potężnego premiera, ale postanowił zniszczyć tego, który dzisiejszej władzy zagraża.

To nie był wypadek przy pracy. To najjaskrawszy, ale niestety znaczący  znak degrengolady całej naszej profesji. Tak kończy się dziennikarstwo.

 

 

Igor Janke
O mnie Igor Janke

Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka